Tracenie zmysłów

Nie. Nie chodzi o zapachy.

Czuję świeże kwiaty. Czuję wiosenną ziemię. Czuję wilgotną po spacerze sierść. Czuję rosnące warzywa i owoce, budzącą się naturę, liście, bukiety, polany, lasy, łąki. Czuję wszystko. Obiad, który ktoś gotuje. Zaparzoną kawę. Wszystkie te zapachy kochałam.

Już nie sprawiają mi radości.

I czuję jak wszystko opada na ziemię i gnije. Robaki, obślizgłe i obrzydliwe, przeżuwają naturę, liście, bukiety, polany, lasy i łąki i zostawiają błoto. Czuję to wszystko. Jest okropnie.

Nie. Nie chodzi o dotyk.

Czuję delikatne muśnięcia włosów na mojej twarzy. Wiosenny wietrzyk i mżawkę na skórze. Ciepły oddech na policzku. Gorący psi język na ręce. Miękką trawę pod moimi stopami, ciepły beton pod moimi dłońmi. Jego dłoń na moim policzku. Czuję i na sekundę zapominam, ale…

Nie sprawiają mi radości.

Czuję grząski grunt pod stopami. Niestabilne piaski. Czuję każdy wstrząs, zimno przeszywające aż do kości, każde uderzenie, każdy cios. Zadany samej sobie. Podrap, rozdrap stare rany. Wyrwij z cebulkami zalążki przeszłości. Boli i jest okropnie.

Nie. Nie chodzi o wzrok.

Widzę piękne zachody, wiosenne kolory. Roześmiane dzieci, zakochanych staruszków, urocze pary. Najlepsze zwierzęta, cudowne widoki. Wszystko widzę doskonale, dostrzegam, wiem że są.

Już mnie nie cieszą.

Widzę samotnych, pochylonych, zgarbionych ludzi. Nieszczęście i cierpienie. Pogardliwy wzrok, mój, Twój, ich. Widzę jak mnie oceniają, czekają na potknięcia, widzę jak upadam. Na szczęście tylko w wyobraźni, ale… wizualizacje.

 

Tracę zmysły.

I nie wiem czy chcę je z powrotem.

 

 

Leave a comment